niedziela, 21 sierpnia 2011

Ludzie i okolica

Wczoraj na większości Zuryskich ulic odbyły się tzw. Strassenfeste. Rzecz fantastyczna! Dzieci sprzedają na ulicy rzeczy, które nie są im już potrzebne, kupują od innych dzieci. Zabawy na całego. Co ciekawego zaobserwowałam? To, że ludzie są  bardzo otwarci. I że znają wiele języków obcych oraz, że są wyrozumiali dla nowych, co dopiero zaczynają naukę tego języka. Ja z moją prawie zerową znajomością niemieckiego, średnim francuskim i dość dobrym angielskim dogadałam się bez problemu. Coś jeszcze? To, że ludzie tutaj to jeden wielki miks kulturowy, a ja takowe lubię. W moich okolicach mieszkają ludzie z Meksyku, Włoch, Niemiec, Francji. Różne zawody, typy ludzi, ale przyjeli mnie z otwartymi ramionami.
Ale na czym polegają te festyny? Cóż, ulica jest zamknięta, wykupuje się karnet na jedzenie(mi wykupili hości). Czemu się wykupuje? Bo zamknięcie ulicy kosztuje i te pieniądze trzeba jakoś zwrócić. Ludzie siadają przy stołach i rozmawiają z innymi. I tak się poznają. dzieciaki szaleją, a na końcu jest koncert, bądź oglądanie filmów w jednym z ogródków. Na mojej ulicy leciał E.T, co też było fajne, ale ja wolałam poznawać ludzi. I przez przypadek zjadłam mięso z owcy(mea culpa, szwajcarski niemiecki jest... hmmm... inny?)
Jedyną rzeczą, która mi się nie podoba, to te nacjonalistyczne plakaty - swoją drogą... Nacjonalizm w Szwajcarii, w której mówi sie czterema różnymi językami? Ten kraj jest tak pokręcony jak ja!

1 komentarz:

  1. nom! najlepszy plakat, jaki widziałam to:
    Więcej wysiłku w szkole - z miłości do Szwajcarii! :P
    naprawdę

    OdpowiedzUsuń